Blog

Jak feniks z popiołów

Jak feniks z popiołów

„Umierałem już tyle razy”
Charlie Chaplin

W czasie Święta Zmarłych wspominamy naszych Bliskich a przy okazji zadajemy sobie Ważne Pytania.

Śmierć i życie, początek i koniec są nierozerwalnie ze sobą połączone.
Jedno nie może istnieć bez drugiego.
Wszystkie pierwiastki z jakich jesteśmy zbudowani my i nasza planeta powstały w odległym kosmosie podczas umierania gwiazd.
Cykl przyrody pokazuje, że nowe życie powstaje na gruzach starego, dzięki czemu stale się odradza.

Podobnie jest w naszym życiu, nowy porządek zwykle jest poprzedzony rozpadem starych struktur i chaosem
Przechodzenie do kolejnego etapu często jest bolesne;
To co znajome jest oswojone i bezpieczne, dlatego zmiany zwykle budzą lęk i niepewność.

– „Jakaś część mnie umarła razem z tym co utraciłem” mówią niektórzy
-„Życie to podróż” mówią inni

Ból związany ze stratą często jest wynikiem niezgody na zmiany.
Jeśli zaakceptowalibyśmy fakt, że są one tak samo nieuchronne jak zmieniający się podczas tej podróży krajobraz za oknem, może nawet witalibyśmy je z radością.
Kiedy doświadczamy „małych śmierci”, na przykład w postaci utraty pracy, ważnych związków często panikujemy albo wpadamy w rozpacz.

Jeżeli powiemy sobie: „ jestem tu gdzie jestem i ciekawe, dokąd mnie to zaprowadzi”, sprawy zwykle nabierają innego znaczenia.
Z tej perspektywy można zobaczyć, że dawne związki oparte były na współuzależnieniu a miejsca, których nie chcieliśmy opuścić nie były szczególnie ciekawe.
Być może jedyne co tak naprawdę tracimy, to złudzenia .
Możemy nadal trzymać się dawnych nawyków albo pozwolić, by dawne struktury się rozwiały i dostrzec, że już ich nie potrzebujemy; wtedy zaczynamy przygotować się na życie w nowej, poszerzonej rzeczywistości.

Zwykle sytuacja się pogarsza zanim nadejdzie poprawa. W medycynie mówi się o „przesileniu”, jest to punkt zwrotny po którym następuje radykalna zmiana: pacjent bardzo szybko wraca do zdrowia.

W życiu często, zanim wejdziemy w nowy etap, osiągamy „punkt zerowy” : pogarsza nam się stan zdrowia, omija nas awans i podwyżka albo tracimy pracę, z niewyjaśnionych powodów opuszczają nas przyjaciele, telefon milczy a główny nurt życia nas omija i płynie sobie gdzie indziej.
Coś co kiedyś tak dobrze działało nagle przestaje funkcjonować.

Można by pomyśleć, że nadchodzi koniec (naszego) świata, ale zwykle to wąż zmienia skórę.

Podobno najciemniej i najciszej jest tuż przed wschodem słońca.

 

Podobne posty